“Pamiętaj – jeśli nie czujesz się z czymś dobrze, to jest to ważniejsze od wymówek kogoś, kto to spowodował. Nierespektowanie tych zasad skutkuje wystawieniem za drzwi.”
Powyższe słowa kończą tekst ulotki, którą kolektyw Przychodnia stworzył w ramach starań o utworzenie bezpiecznej przestrzeni. Na początku za to czytamy: „Skłot Przychodnia to miejsce, które chcemy czynić wolnym od przemocy seksualnej”. Każda uczestniczka i uczestnik wydarzeń organizowanych na skłocie otrzymywał jej egzemplarz z prośbą o zapoznanie się z jej treścią. W oczywisty sposób, zasady te powinny dotyczyć również nas wszystkich. Pamiętamy doskonale, jak wspólnie tworzyliśmy jej zawartość (treść całej ulotki na końcu tekstu).
Ten tekst powstał ponieważ uważamy, że to co, się stało na skłocie Przychodnia jest na tyle poważne, że każdy i każda kto może mieć kontakt z tym miejscem powinien i powinna mieć możliwość poznania naszej historii. Napisałyśmy to, ponieważ uważamy, że Przychodnia nie jest miejscem bezpiecznym, ani wolnym od przemocy. Napisałyśmy go, bo uważamy, że przemoc należy ujawniać i piętnować. Powstał w geście solidarności z osobami poszkodowanymi. Jest to opowieść zbiorowa – wydarzenia, o których tu mowa, miały miejsce na przestrzeni roku. Jej punktem kulminacyjnym była środa 28 marca 2018 roku.
Mamy świadomość ile czasu minęło, że dla wielu z was takie rzeczy podobno ulegają przedawnieniu. Totalnie tak nie jest. To wszystko, co się stało, będzie równie złe i zasługujące na potępienie za 10 czy 50 lat. Mamy tylko nadzieję, że mechanizmy działania w takich sytuacjach będą już wtedy opanowane do perfekcji i będziemy żyć w świecie, w którym ofiary przemocy nigdy nie będą same. Czemu piszemy o tym teraz? Jako osoby pokrzywdzone zdecydowałyśmy, że to będzie dobra chwila. Potrzebowałyśmy czasu na przemyślenie i na poukładanie sobie wszystkiego. Tekst ten jest dla nas w pewnym sensie ostatecznością. Wszystkie inne próby poradzenia sobie z istniejącymi problemami zakończyły się niepowodzeniem. Szukaliśmy wsparcia u innych grup wolnościowych – jeśli je znajdowałyśmy, okazywało się ono niewystarczające, a (z nielicznymi wyjątkami) również dość chwiejne i krótkotrwałe.
Na przestrzeni lat skłot Przychodnia zmieniał się i tak samo było z jego mieszkańcami. Niestety, już od dłuższego czasu sytuacja na skłocie zaczęła się pogarszać. Stopniowo odchodziły stamtąd kolejne osoby, zniechęcone brakiem reakcji ze strony reszty kolektywu i niepotrafiące dłużej znosić zachowań, które nie powinny mieć miejsca w żadnej wolnościowej przestrzeni. Tych „krzywych” zachowań i sytuacji było naprawdę wiele i nie ma tu miejsca na opisanie każdej. Dość powiedzieć, że osoba tworząca Przychodnię niemal od samego początku, opuściła skłot z powodu ataków transfobicznych i stosowania wobec niej przemocy.
W tym tekście skupimy się na sytuacji, która była najpoważniejsza w skutkach, a jednocześnie dobrze obrazuje mechanizmy przemocy – schemat obecny wszędzie, gdzie ona występuje, w tym niestety powielony na skłocie Przychodnia. W marcu ubiegłego roku doszło tam do rażącego przypadku przemocy seksualnej. Takie sytuacje zdarzają się niestety w każdym środowisku, kluczowe jest to, co następuje potem. Na skłocie Przychodnia zarówno proces wyjaśniania zajścia, jak i jego pokłosie, ujawniły bardzo poważne problemy. Co się właściwie wydarzyło?
Na Przychodni doszło do nadużycia seksualnego. Członek kolektywu zachował się wbrew wszelkim dopuszczalnym normom. Osoba, która doświadczyła przemocy, zgłosiła się do jednej z nas kilka dni po zajściu. Nasza reakcja była natychmiastowa. Pojawiliśmy/łyśmy się na miejscu i poinformowaliśmy/łyśmy osoby – zarówno z Przychodni jak i Syreny (sąsiedniego skłotu, którego mieszkańcy często współpracowali z członkami Przychodni) – o tym, co miało miejsce i o tym, że istnieje potrzeba interwencyjnego spotkania kolektywu. Ku naszemu zaskoczeniu, większość osób obecnych na Przychodni nie wykazała zainteresowania sprawą. Sprawca przemocy – Jarek – został prewencyjnie usunięty z przestrzeni skłotu. Wszyscy otrzymali informację, że osoby interweniujące w sprawie Jarka nie czują się bezpiecznie, dopóki przebywa on w budynku oraz że w obliczu potencjalnego zagrożenia jakie stwarza, do wyjaśnienia sprawy, nie ma tam prawa wstępu. Został również poinformowany o możliwości stawienia się za 4 dni na zebraniu kolektywu, na którym będziemy wyjaśniać tę sytuację, jeśli uważa, że został potraktowany niesprawiedliwie lub że powinnyśmy o czymś wiedzieć. Różne skłoty wypracowują różne sposoby podejmowania decyzji: na Przychodni cotygodniowe zebranie kolektywu to moment, kiedy podejmuje się wiążące dla wszystkich decyzje, omawia bieżące sprawy i rozstrzyga konflikty. No i tu sprawa (przynajmniej według nas) powinna się zakończyć. Niestety, stało się zupełnie inaczej.
Już następnego dnia, podważający zasadność naszego działania koledzy Jarka wpuścili go do budynku, lekceważąc nasze wieczorne ustalenia. Po słownej przepychance otrzymaliśmy informację, że skoro kolegi ma tu nie być to, jedna z naszych koleżanek – która dzień wcześniej interweniowała – również nie ma prawa wstępu. Zgodziłyśmy się na to – postanowiliśmy nie wchodzić im w drogę i odczekać do spotkania.
W kalejdoskopie spierdolonych zachowań, gęstej atmosfery i rozmaitych napięć na osobny akapit zasługuje zwłaszcza postawa Karobki – członka kolektywu. Brak empatii, ignorancję, uprzedzenia i postawę przemocową przejawiał już wiele miesięcy przed i to także w sytuacjach innego typu. Niektórzy wierzyli, że z czasem zrozumie i zmieni się. Naszym zdaniem absolutne dno, które zaprezentował w obliczu tak poważnej sytuacji, w wolnościowym kolektywie powinno być niedopuszczalne. Ta teza okazało się jednak kontrowersyjna, podlegające relatywizacji. Osądźcie same:
“Jeśli była mokra, to nie mógł jej zgwałcić”
“Ja jej nie wierzę, bo to jest puszczalska kurwa”
“Prostytutkę można zgwałcić pod warunkiem, że nie jest w pracy”
“Jak nie chciała się ruchać, to czemu poszła z nim do pokoju?”
A potem kolejne oskarżenia i wywlekanie całej prywatności pokrzywdzonej, cytowanie prywatnych wiadomości – zwierzeń i obrażanie jej i nas za to, że wyrzuciliśmy jego kolegę. Doszło do przepychanki. Gdy zaczął krzyczeć i rzucać wyzwiskami, koleżanka go popchnęła, ale oboje zostali rozdzieleni. Jak na ironię, została przez niego nazwana osoba przemocową, która usiłowała go pobić.
Jak wygląda historia chłopca, który postanowił sobie ot tak wykorzystać koleżankę? Kolejne zaskoczenie! Na wspomniane spotkanie, na którym miała być wyjaśniana sytuacja przyszedł w stroju batmana. Ze względu na powagę sytuacji, obecni na nim byli również reprezentanci Syreny oraz kolektywu ADA Puławska. Zaproszona została także Natalia z Feminoteki – w roli ekspertki. Spotkanie było bardzo burzliwe, w tej chwili niemożliwe do szczegółowego zrelacjonowania. Padło wiele żenująco-obrzydliwych sformułowań, a “batman” i jego koledzy odtworzyli typowe mechanizmy kolesiowskiej obrony sprawcy: podważanie wiarygodności osoby, która doświadczyła przemocy m.in. przez wywlekanie szczegółów jej życia prywatnego, wymuszone i udawane “niby-przeprosiny”. Zostaliśmy niejednokrotnie nazwani „rasistami”, a Karobka „uchodźcą”, cały konflikt usiłowano bagatelizować „problemami komunikacyjnymi związanymi z barierami językowymi”. Nigdy jednak nie zaproponowano mediacji z udziałem tłumacza, więc uznajemy to za wybieg, aby nas uciszyć.
W tym miejscu pewne możemy być, że ulotki, którą wręczali przy okazji każdej imprezy, nigdy dobrze nie zrozumieli. Jarka ostatecznie pogrążyły screeny jego własnych wiadomości, które przyniósł jako dowód na swoją niewinność. W swojej ignorancji nie zauważył, że nawet jego wersja wydarzeń jest historią bardzo poważnego nadużycia seksualnego. Do końca zaprzeczał, a ku ogólnemu zażenowaniu długo trzeba było tłumaczyć części osób z kolektywu Przychodnia, co oznacza zasada „nie znaczy nie” i co w ogóle kryje się pod terminem „przemoc seksualna”. Tym niemniej efektem spotkania było m.in. uznanie winy sprawcy i ostrzeżenie dla Jarka „Batmana”, co spotka go, jeśli pojawi się na jakiejkolwiek warszawskiej przestrzeni wolnościowej.
Postawa sporej części kolektywu Przychodnia zaniepokoiła osoby z innych grup. Między kwietniem a czerwcem odbyło się wiele spotkań, w tym również międzyskłotowych. Koniec końców ustalenia były proste. Przynajmniej tak wydawało się kolektywowi ADA, my staraliśmy się wierzyć, że może wpływ osób związanych z Przychodnią jakkolwiek przybliży nas do rozwiązania konfliktu. Po pierwsze: Przychodnia miała dać wsparcie ofierze. Po drugie: miały się odbyć obowiązkowe warsztaty antyprzemocowe dla osób z Przychodni. Po trzecie: Karobka miał opuścić skłot (pozostałe warszawskie przestrzenie zakazały mu wstępu, kiedy tylko dowiedziały się o jego postawie). To były warunki postawione przez Adę. Niestety, były to warunki postawione całemu skłotowi, przy czym zarzucone zostało nam, że seksistowski syf na Przychodni to również nasza wina: bo doprowadziliśmy do tej sytuacji, bo “za mało” reagowaliśmy widocznie i musimy się ogarnąć, że to na nas spoczywa odpowiedzialność za to, że przemocowcy zostali w ogóle przyjęci do grupy. Ada zablokowała promocję wydarzeń i zawiesiła współpracę z Przychodnią do czasu spełniania warunków.
Tymczasem osoby z kolektywu Przychodnia, które jednoznacznie stanęły po stronie skrzywdzonej dziewczyny i domagały się wyrzucenia Karobki, zaczęły doświadczać ostracyzmu i przemocy psychicznej ze strony ekipy stanowiącej dziś trzon kolektywu Przychodnia. Jedna z naszych koleżanek dowiedziała się, że nie należy do kolektywu, kiedy przyszła na swoją zmianę na bramce w maju, podczas nocy Muzeów. Powodem miała być jej ostatnia tymczasowa przerwa w uczestnictwie w spotkaniach. Część osób należących do kolektywu wykluczała z niego osoby o tzw. “wątpliwym statusie”, które były nieprzychylne sprawcom przemocy, tłumacząc się “przejściowymi problemami, z którymi kolektyw musi sobie poradzić w bliżej nieokreślonym czasie, zanim zacznie ustalać, kto do niego należy”. Odrzucano także prośby o dołączenie do kolektywu osób, które wcześniej w nim działały lub ściśle współpracowały z Przychodnią. W naszym odczuciu tylko dlatego, że stały po stronie osób doświadczających przemocy. W czasie Nocy Muzeów nasza koleżanka usłyszała padające z sąsiedniego pomieszczenia teksty o tym, że ma „wypierdalać” i „co ona w ogóle tu robi?” oraz że ma “nie pokazywać się tu najlepiej”. W czerwcu kolega nie wytrzymał presji i również opuścił kolektyw. Atmosfera się zagęszczała. Drugi kolega stracił wiarę w jakiekolwiek pozytywne zmiany na Przychodni i, wobec atmosfery wrogości i ataków personalnych na spotkaniach, zdecydował się wyprowadzić w lipcu. Nasze siły słabły. W rzeczywistości na miejscu została już tylko jedna osoba, uważająca postępowanie kolektywu za przemocowe. Koleżanka która wciąż tam mieszkała, zaczęła doświadczać ostracyzmu bez względu na to co robiła czy mówiła: pojawił się strach przed powrotami do domu czy wychodzeniem z pokoju, przy którym z resztą umieszczony został ostrzegawczo-grożący napis.
Na przełomie sierpnia i września miały miejsce warsztaty antyprzemocowe. Nie jesteśmy pewne, ile zostało z nich wyniesione i czy jakakolwiek informacja dotarła do członków kolektywu. W naszej opinii całe spotkanie było tylko odhaczeniem jednego z warunków. Kolejnym warunkiem miała być wyprowadzka Karobki, o której w tym samym czasie zaczęto mówić jako o poświęceniu go dla sprawy – skoro tego chce środowisko.
Na początku października wyprowadziły się ostatnie osoby, którzy nie dawały sobie rady ze wszystkim, co działo się w domu i z tym, że z zewnątrz płynęło znikome wsparcie, mimo mówienia o całej sprawie i proszenia o chociaż minimalną interwencję. Karobka w tym czasie nadal mieszkał na Przychodni, mimo zapewnień reszty mieszkańców, że już go dawno nie ma ani w kolektywie, ani w budynku. Z tego co nam wiadomo, Karobka dopiero w listopadzie poczuł się do wyprowadzki, mimo tych wszystkich złych rzeczy, które powiedział, pomimo tego jak przemocową osobą był i jest. Nadal ma wstęp na Skorupki (ulica, na której znajduje się skłot Przychodnia), natomiast wszyscy, którzy próbowali coś zrobić z całą sytuacją, zostali wykluczeni i czują się niemile widziani. Podobno na skłocie Przychodnia wszystko wróciło do normy. Pozbyto się uciążliwych i przemocowych osób, którymi według mieszkańców Skorupki byliśmy my, natomiast nowy skład kolektywu zasilili koledzy, którzy już wcześniej przejawiali przemocowe zachowania: od grożenia gwałtem i pobiciem, po narażenie naszej koleżanki na ogromny stres spowodowany nękaniem. Do kalendarza wróciły koncerty, imprezy i benefity. Wszyscy nagle zaczęli udawać, że nic się nie stało, osoby, które się wyprowadziły i te które odeszły z kolektywu starały się zerwać kontakt ze środowiskiem.
Część do dzisiaj nie potrafi radzić sobie z całą sytuacją. Niektóre z nich nadal mają nawracające lęki i starają się sobie jakoś radzić z całą sytuacją. Nasza koleżanka od której zaczęła się cała ta historia, przeżyła ogromną traumę. Przez kilka miesięcy nikt z kolektywu Przychodnia nie utrzymywał z nią kontaktu, nie próbował chociaż minimalnie załagodzić sytuacji proponując pomoc, czy wreszcie nie dał jej miejsca na głos, co ona – jako osoba pokrzywdzona – powinna uzyskać na samym początku. My straciłyśmy nasze kolektywy, mieszkania, przyjaźnie, miejsce, w którego życiu intensywnie uczestniczyłyśmy. Każde z nas na różnym poziomie ponosi konsekwencje tego, że zdecydowaliśmy się przeciwstawić grupie i mówić głośno o tym, co zaszło.
W porozumieniu i za zgodą ofiary opowiedziałyśmy Wam, co się stało. Co zrobicie z tą informacją to wasza sprawa. Ona nie miała siły opowiedzieć o tym sama, więc my staramy się być nie tylko naszym, ale też, a nawet przede wszystkim, jej głosem. Teraz przynajmniej macie szansę na wypracowanie własnego zdania na temat tego miejsca i osób tam mieszkających. A co najważniejsze: jeśli spotykają was takie lub inne traumatyczne i dyskryminacyjne zachowania – nie jesteście same. Nie musicie się tego wstydzić. To nie wasza wina. To wasz wybór, co z tym zrobicie i jak to przeżyjecie.
W tekście jest zawartych kilka konkretnych ksywek, jako ważnych dla historii, ale nasz call out dotyczy całej ekipy. Bardzo nie chcemy, żeby uwaga skupiła się na jednostkach, bo w sytuacji w której całe warszawskie środowisko wie o sprawie i ciężarze zarzutów, każda osoba wspierająca ekipę z Przychodni niejako wspiera przemoc w tym miejscu.
Mamy też kilka słów do naszego „środowiska”: sprawa wewnętrznie, środowiskowo, została możliwie najszerzej nagłośniona. Wiadomo, wielu rzeczy nie da się mówić bardziej publicznie z uwagi na inwigilację naszych szeregów. Jednakże reakcja wielu kolektywów i federacji anarchistycznych bardzo nas zasmuciła. Przemoc seksualna, psychiczna, słowna, fizyczna w obrębie naszych grup NIE JEST SPRAWĄ PRYWATNĄ DANEJ ORGANIZACJI. Jest sprawą, która dotyka każdą i każdego z nas. Jeśli tyle mówimy o pomocy wzajemnej, to czas, aby potrafić jej sobie udzielać. To, że grupa działaczek i działaczy z Warszawy została osamotniona i wykluczona, jest porażką całego środowiska skłoterskiego i anarchistycznego. I pokazuje, że jeśli w innym kolektywie dojdzie do podobnych wydarzeń, środowisko schowa głowę w piasek jak przysłowiowy struś i uda, że ma ważniejsze sprawy na własnym podwórku. Jeśli „solidarność naszą bronią” i „ wolność, równość, pomoc wzajemna”, to zacznijmy stosować nasze hasła w praktyce, inaczej stajemy się ubranymi na czarno hipokrytami, wycierającymi sobie gęby wzniosłymi ideami.
Przeczytajcie jeszcze raz tekst całej ulotki:
“Przychodnia jest miejscem, które chcemy czynić wolnym od przemocy seksualnej, zachowań seksistowskich, rasistowskich, islamofobicznych, homofobicznych, transfobicznych i reprezentujących inne wykluczenia i opresję. Będąc tutaj, masz prawo czuć się komfortowo i dobrze się bawić. Jeśli dotknie Cię któreś z wymienionych zachowań, możesz poprosić osoby wokół o wsparcie w miarę możliwości poinformuj o sytuacji kogoś z kolektywu ( znajdziesz nas na bramce i za barem). Dbaj o to, aby takie sytuacje nie dotknęły innych, traktuj inne osoby z szacunkiem, reaguj na sytuacje, które widzisz. Pamiętaj – jeśli nie czujesz się z czymś dobrze, to jest to ważniejsze od wymówek kogoś, kto to spowodował.
Nierespektowanie tych zasad skutkuje wystawieniem za drzwi.”
Na koniec kilka słów od byłej członkini kolektywu, osoby trans, wspomnianej na początku naszego tekstu. Niech wybrzmią szczególnie mocno:
„Przychodnia miała być dla nas – dla mnie – miejscem, o którym mówi się:
dom. Wraz z opisaną historią i licznymi innymi, jakie zdarzyły się
wcześniej, wiele osób ten dom straciło, jeszcze zanim opuszczały
Przychodnię – bo mieszkając tam, nie miały zapewnionego bezpieczeństwa,
komfortu, wsparcia, tego, co składa się na pojęcie domu oprócz ścian i
dachu. Zamiast akceptacji, dostawały porcję homofobicznych wyzwisk,
zamiast wsparcia w ciężkich sytuacjach – przesłuchanie przed członkami
kolektywu pragnącymi poznać detale przemocy, jakiej doznały. Zamiast
poznać, czym jest solidarność, oglądały spektakle kolesiostwa. Na
przestrzeni lat kolejne osoby traciły nadzieję – lecz nie w tym samym
czasie, więc gdy jedne osoby rozstawały się z Przychodnią, inne tam
zostawały i podejmowały próby ulepszenia i naprawienia tego miejsca.
Odebranie komuś nadziei na lepszy świat to przemoc. A świat za drzwiami
Przychodni różnił się coraz mniej od tego na zewnątrz. Gdy opuszczałam
skłot ponad rok temu, wiedziałam, że to najlepsze, co mogłam wtedy
zrobić dla siebie, i nie miałam już najmniejszej ochoty robić
czegokolwiek dla Przychodni. Stało się to zanim doszło do opisanej
przemocy seksualnej – historię tę znam z relacji osób, które zostały
dotknięte jej reperkusjami, opisanymi powyżej. I ich słowa każdemu
powinny wystarczyć, by właściwie odnieść się do sytuacji i zapewnić
wszystkim poszkodowanym należne wsparcie, bez dzielenia włosa na czworo.
To, że do tej pory tak się nie stało to część problemu, który autorki i
autorzy tego tekstu zdecydowały się nagłośnić. Ze swojej strony chcę im
powiedzieć: macie rację, wasz głos jest ważny, nie zasłużyłyście na to
wszystko. I jeszcze jedno: dzięki.
Pod brukiem na Skorupki nie leży już żadna plaża.“
Byłe członkinie i byłe przyjaciółki kolektywu Przychodnia.